Co dobrego na Mystic Festival 2025? – Dzień 2 i 3

Kiedy po dwóch dniach biegania między scenami człowiek zaczyna odczuwać ból nóg… przychodzi weekend i kolejne warte zobaczenia koncerty. Z piątku i soboty Mystic Festival 2025 ciekawią nas w szczególności zespoły stonerowe i żywe legendy. Sprawdźcie nasze polecajki, po pięć z obu dni.

Dzień 2 (piątek)

The Crazy World of Arthur Brown (Anglia)

„Nigdy nie próbowałem kwasu, grzybków ani innych substancji halucynogennych, ale tamtego wieczora przy muzyce Arthura wcale nie musiałem” – napisał w swojej autobiografii Bruce Dickinson. Wokalista Iron Maiden przyznaje się też do tego, że z Browna niejednokrotnie zżynał.

To on był pierwszy, jeśli chodzi o wprowadzenie do rocka ekstrawaganckich przebrań i elementów teatru. Kiedy rodzice członków Watain na samochody wołali brum brum, on na scenę wychodził w płonącym hełmie. Przez lata aktywności stworzył pod kilkoma nazwami wiele płyt. W czerwcu skończy 83 lata.

Z jego bogatej dyskografii poznać należy album The Crazy World Of Arthur Brown (1968, Track Records/Atlantic), na którym znajduje się najbardziej rozpoznawalny utwór Arthura – Fire. Jest to muzyka daleka od metalu (choć nie jest zbyt odległa od dokonań np. Deep Purple) i najprawdopodobniej osoba, która trafi na ten koncert przypadkowo, nie będzie wiedziała, co się dzieje. Oby takich przypadków było jednak jak najmniej, bo na scenie stanie jeden z ojców naszej ukochanej muzyki.

W.A.S.P. (USA)

Klasycznego glam metalu do tej pory na Mysticu nie uświadczyliśmy. W tym roku to się jednak zmieni. Ciężko stwierdzić, jak to jest możliwe, że Blackie Lawless stoi jeszcze na nogach, ale polski koncert W.A.S.P. w 2025 stanie się faktem.

W internecie pojawiają się głosy, które stanowczo wyrażają swoje niezadowolenie z ogłoszenia takiego zespołu. Choć glamowa estetyka rzeczywiście może niektórych odstraszać (ale nie nas!), to jednej rzeczy W.A.S.P. nie można odmówić – fantastycznych piosenek. Na wczesnych płytach Amerykanów nie ma słabych numerów, a refreny choćby po jednym przesłuchaniu śpiewają się same. To właśnie do płyt z lat 80. grupa sięga na współczesnych koncertach.

Najbardziej znanym i posiadającym najwięcej hitów albumem zespołu jest debiutancki W.A.S.P. (1984, Capitol Records). Niebezpieczeństwo ulic Los Angeles łączy się na nim z chęcią podboju świata. Rozumiecie, gość w jednym numerze śpiewa, że jedyne czego potrzebuje dziś w nocy, to jego maszyna do M.I.Ł.O.Ś.C.I. Amerykańskie niebezpieczne lata 80. na pełnej.

King Diamond (Dania)

Muzyka mogąca być soundtrackiem ekscentrycznych filmów grozy Tima Burtona? Twórczość King Diamond to wszystko, czego reżyser potrzebowałby na swojej ścieżce dźwiękowej – wywołujący ciarki operowy falset czy dramatyczny nastrój wprowadzony klawiszami organów kościelnych. Zespół to bowiem mieszanka heavy/speed metalu z gotyckimi niuansami.

Czołowym członkiem zespołu jest Kim Bendix Petersen, legendarny duński wokalista, znany także z Mercyful Fate. W porównaniu z MF, King Diamond stawia na większą teatralność w kreacji. W projekcie zamiast wyłącznie surowości i klasyki gatunku heavy metal, mamy smyczkowe aranżacje, chór czy efekt ghostly whispers na klawiszach.

Na scenie – ruchome horrorowe eksponaty, trumny, pentagramy, corpse paint i kostur z „prawdziwych” kości. Na albumach – koncepcyjne, fabularne utwory. Jak na płycie Them (1988, Roadrunner Records) będącym mroczną historią o fanatycznej babci ([…], Years later, he is released and returns home to find his grandmother and the voices of Amon are still very much alive.) lub Give Me Your Soul… Please (2007, Metal Blade Records) zawierający opowieść o zmarłym rodzeństwie (At the beginning, a sister and brother are waiting in the afterlife., […])

Dla nieprzekonanych, czy wybrać się na spektakl zespołu, mogę z czystym sumieniem zapewnić, że Kind Diamond z pewnością będzie Ghostem tej edycji.

Eyehategod (USA)

Rozdział w książce Ciężar przeznaczenia o historii doom/sludge metalu i jedno wydanie Opowieści z rynsztoka (Noise Magazine nr 45) doskonale pokazują, dlaczego muzyka Eyehategod ma w sobie tyle bólu. Ten zespół przeszedł przez piekło.

Za sprzężeniami, jękami, krzykami i bardzo ciężkim, bagnistym brzmieniem stoją twarde narkotyki, nihilizm i śmierć bliskich osób. Po huraganie Katrina (2005) wokalista zespołu musiał uciekać z miasta, żeby nie zostać zabity przez narkomanów na głodzie. Eyehategod pokazuje Nowy Orlean od najgorszej możliwej strony.

Słuchanie muzyki Amerykanów to bardzo nieprzyjemne doświadczenie, które odrzuca nieprzygotowanego słuchacza. Natomiast w nieco bardziej przystępne tony uderza album Dopesick (1996, Century Media), który ma trochę mniejszą liczbę wiercących mózg sprzężeń.

Green Lung (UK)

Witchcraft is dead and discredited. Are you bent on reviving forgotten horrors? (Initiation, album Woodland Rites). Czy nie wystarczy nam jeden zespół inspirowany działalnością Black Sabbath z lat 70.? Według nas z pewnością nie! Z małych, zadymionych „zielonym” dymem piwnic wybili się na większe sceny i w 2025 roku zagrają na platformie Mystic Festival.

Green Lung to soczysty doom/stoner metal, który w swojej twórczości oddaje hołd brytyjskiemu folklorowi, pogańskim wierzeniom i klasyce horrorów o czarownicach. Na ich płytach nie brak smolistych riffów, psychodelicznych brzmień czy wstawek klasycznego rocka lat 70.

Do ich kluczowych albumów można załączyć przede wszystkim debiut Woodland Rites (2019, Kozmik Artifactz) czy ich najbardziej rozbudowaną płytę This Heathen Land (2023, Nuclear Blast), która w dodatku jest najintensywniej zanurzona w mistycznych otchłaniach.

Dzień 3 (sobota)

Pentagram (USA)

Pionierzy, legenda, ojcowie doom metalu – Pentagram. Ta formacja nie inspiruje się Black Sabbath, oni stoją obok nich na piedestale. Krążą słuchy, że nawet amerykański zespół Kiss, wyszedł do kapeli z propozycją odkupienia praw autorskich do kawałków Starlady i Hurricane, choć nie wiemy dokładnie, czy jest to umocnione w rzeczywistości (informacja z książki W bocznej ulicy. Historia muzyki niegranej 1968-1976). Jedno jest pewne – Pentagram odznaczył wyraźny ślad na scenie muzycznej (i robi to dalej).

Kultowym debiutem formacji jest Relentless (1985, Pentagram Records/Peaceville Records) pierwotnie wydany pod nazwą Pentagram. Na Mystic Festival 2025 zagrają nowy, dziesiąty krążek Lightning in a Bottle (2025, Heavy Psych Sounds). Czy świeży longplay, po dziesięciu latach od albumu Curious Volume, nadal ma ducha Pentagramu lat 80.? – musicie sprawdzić na żywo.

I Am Morbid (USA)

Koncertu właściwego Morbid Angel w Polsce przez problemy zdrowotne lidera raczej już nie doczekamy. W składzie I Am Morbid mamy jednak dwóch kluczowych muzyków, którzy współtworzyli klasyczne płyty jednego z największych deathmetalowych zespołów świata.

David Vincent i Pete Sandoval, czyli wokal i bas oraz perkusja Morbid z lat 80. i 90., zebrali się, by koncertować ze starym materiałem. Podczas Mystic Festival usłyszymy w całości czwarty album – Domination (1995, Earache Records). Nie brakuje na nim wzniosłych słów kierowanych do wielkich przedwiecznych, ekstremalnych temp, potężnych zwolnień i riffów, które brzmią, jakby zostały zagrane od tyłu.

Slomosa (Norwegia)

Koncertowali już w Teksasie, Irlandii, Nowym Jorku, Francji, … i wreszcie zawitają też do Polski! Slomosa to pustynny stoner rock, ale dopieprzony grungem, groovem i hard rockiem. Brzmią jak Kyuss, ale z chłodnej, skandynawskiej tundry, a nie kalifornijskiej pustyni. Pochodzą z Bergen, Norwegii, jak sami zaznaczają z the least desert country in the world.

Co kapelę wyróżnia pod względem innych zespołów w tym gatunku to ich nieokiełznana ekspresja sceniczna. Wykopy, kapiący pot na posadzkę i rozgorączkowany tłum. Niczym na prawdziwym speed metalowym koncercie. A to nawet nie speed metal. Oczywiście jeśli potrzebujecie naocznego dowodu, to sprawdźcie sobie fanpage fotografa Kamila – The Buried Herald, który wraz ze Slomosą jeździ na zagraniczne gigi.

W dyskografii mają dwa albumy, z którymi warto zapoznać się przed koncertem – imienny debiut Slomosa (2020, Apollon Records), z kluczowymi numerami Horses i There is Nothing New Under the Sun oraz Tundra Rock (2024, Stickman Records) z hitami, jak Battling Guns czy Monomann.

Blood Fire Death (Norwegia/Szwecja)

Choć to drugi coverband w tym zestawieniu, oba mają absolutne prawo, by grać utwory, niezarejestrowane pod swoją nazwą. Blood Fire Death wskrzesza ducha Bathory – jednoosobowego projektu Quorthona, bez którego black metal byłby czymś zupełnie innym.

W składzie tej grupy znajdziemy muzyków Watain, Enslaved czy Aura Noir, a niegdyś także Mayhem i Emperor. Ścisła czołówka skandynawskiej sceny zebrała się, by odgrywać numery ze wczesnych albumów Bathory (który koncertów nie grał, poza kilkoma występami we wczesnej fazie funkcjonowania), bez których nie powstałyby takie albumy jak De Mysteriis Dom Sathanas czy A Blaze In The Northern Sky.

Płyty Bathory należy poznawać chronologicznie, by zobaczyć, jak z prymitywnie satanistycznego inspirowanego Venom metalu, Quorthon stał się dojrzałym kompozytorem, sięgającym po spuściznę wikingów. Choć późniejsze płyty, pełne patosu, mają swoje momenty, to za klasykę (do której sięga Blood Fire Death) uchodzi pierwsze sześć albumów. Łącznikiem pomiędzy bluźnierczymi początkami i podniosłymi nordyckimi melodiami jest właśnie krążek Blood Fire Death (1988, Black Mark), którego okładka najprawdopodobniej ozdobi scenę podczas Mystic Festival 2025.

Katla (Dania)

Ostatnim doom metalowym projektem wartym polecenia jest duńska formacja Katla. W porównaniu do Green Lung, tutaj zamiast śpiewnego wokalu mamy diabelski growl. Oczywiście również pojawia się czczenie szatana, ale oprawione bardziej w szorstkich, mięsistych riffach i ciężkich zgrzytach basu.

W dorobku mają bardziej agresywne płyty, jak singiel Overdoser (2022, Over the Under Records) skomponowany z zespołem Czar, czy psychodeliczne – Warmongering Luciferians (Chapter 1 i 2) (2020, wydanie własne).

More...

Po więcej informacji – w tym podział na dni, bilety i godziny koncertów – odsyłamy Was na oficjalną stronę Mystic Festival.