Poetyka wiecznego chłodu. HEXVESSEL – NOCTURNE
- 20 września, 2025
- Kacper Chojnowski
Zaklęcia, duchy, magia czy natura to kluczowe elementy składające się na twórczość Hexvessel. Gatunek nie ma dla nich znaczenia – przechodząc od leśnego folku do mroźnego black metalu, zachowali esencję zespołu, który sprawia wrażenie, jakby tworzył coś więcej, niż wyłącznie muzykę. Kontynuujący obraną na poprzedniej płycie ścieżkę album Nocturne tylko to potwierdza.
Tak, jestem ogromnym fanem Hexvessel. Wszystko zaczęło się, gdy na Mystic Festival 2022 przyodziany w koszulkę Vader zdecydowałem udać się nie na olsztyńskich deathmetalowców, a do Lasu. Bo właśnie tym okazał się dla mnie koncert Hexvessel – Lasem przez duże L, ponieważ czary rzucane ze sceny nie pochodziły ze świata ludzi.
Potem fińsko-brytyjski zespół wydał album Polar Veil. Przeszedł na nim z różnorodnej formuły folkowej (wrzucenie na przykład When We Are Death i All Tree do jednego worka byłoby bardzo krzywdzące) na stronę gitarowych sprzężeń i wciągającej monotonii. Zostałem pochłonięty przez tę płytę do reszty, bo okazała się spełnieniem moich marzeń. Ktoś we własnym stylu rozwinął to, co osiągnął Ulver na swoim debiucie Bergtatt. Hexvessel zrobił to wybitnie.
Nad krainę powraca zło
Nocturne to materiał, który powstał na potrzeby festiwalu Roadburn. Co kontekście całości albumu, ma jak najbardziej sens. Na Polar Veil nie działo się zbyt wiele – ta płyta miała hipnotyzować swoją atmosferą i jednostajnością, podczas gdy tutaj zespół wniósł znaczną różnorodność. Choć blackmetalowy trzon pozostaje, na Nocturne da się usłyszeć więcej muzycznych wpływów starego, folkowego Hexvessel. Muzycznych, bo jak już wspominałem, duchowych elementów ten zespół nigdy nie zatracił.
Mamy więc powrót skrzypiec, akustycznych gitar i pianina. Wymienione instrumenty wplecione są subtelnie, nie dominują kompozycji (może poza intrem Opening i w pełni akustycznym Concealed Descent), choć pojawiają się jako samodzielne fragmenty. Nie sądzę, żeby wystarczyło to tym, którzy czekają na powrót w pełni folkowej odsłony zespołu, ale jest to sygnał, że Hexvessel nie zrzucił swojej pierwotnej skóry.
Zobacz też: Ku przygodom! HAVUKRUUNU – TAVASTLAND
Na Nocturne dostajemy też kilka nowych muzycznych elementów. Pierwszym ludzkim głosem, który słyszymy w otwierającym Sapphire Zephyrs, jest krzyk. Dotychczas uzewnętrznianie nadmiernych emocji przez Mata ‘Kvohsta’ McNerneya ograniczało się do mocniejszych zaśpiewów, kierowanych w stronę pradawnych bogów. Na Nocturne pozwolił sobie dwukrotnie – bo jeszcze w zamykającym całość Phoebus – zbliżyć się do blackmetalowego growlu, jak nigdy dotąd w ramach tego zespołu. Zaskakujący może być też utwór Unworld, którego motyw przewodni kojarzy mi się ze środkowym Mayhem, choćby z albumu Chimera.
Już od samego intra Hexvessel pokazuje, jak doskonale radzi sobie z budowaniem i utrzymywaniem napięcia. Opening to teoretycznie ładny, fortepianowy motyw, ale gdzieniegdzie pojawia się w nim dźwięk wzbudzający niepokój. Właśnie taki jest Nocturne – malowniczy, ale podszyty czymś autentycznie przerażającym. Choć maluje śliczne krajobrazy, jest w nim pełno smutku, tęsknoty i złości.
Tak jak nieco tęskniłem za powrotem starego brzmienia zespołu, już nie tęsknię. Nocturne to płyta wybitna. Podpisuję się pod tym z pełną świadomością i odpowiedzialnością. Hexvessel, choć wydaje swoje zimowe albumy latem, przynosi do serca chłód i zostawia tam coś magicznego. Jeśli we wszechświecie istnieje jakaś wyższa siła, to przemawia ona przez tę płytę.
