Przez ostrze do serca. WITCH HOUND – Mountain Knows

Współczesny heavy metal to w dużej mierze odgrywanie scenek rekonstrukcyjnych, a pod płaszczykiem konwencji często ukrywa się pustka. Witch Hound na swoim debiucie Mountain Knows pokazuje jednak, że do takich to on nie należy.

Witch Hound – „Mountain Knows” (wydanie własne, 2025)

Kacper Chojnowski:

Heavy metal inspirowany muzyką lat 80. poruszający tematykę fantasy? Nowe, nie znałem. Że nikt na to wcześniej nie wpadł…

Dobra, żarty na bok. Kocham heavy metal inspirowany muzyką lat 80. i poruszający tematykę fantasy. Taki, którego słucham i doskonale wiem, co za chwilę się wydarzy. Taki, przy którym latające za oknem ptaki zamieniają się w smoki, a stojąca w kącie przedpokoju miotła zaczyna przypominać zakurzoną halabardę. Taki, dzięki któremu czuję się jak nastolatek odkrywający nowe światy pełne dziwnych stworów i niezrozumiałej magii.

Tego typu zespołów w ostatnim czasie wywaliło nam ogrom. Wiele z nich nagrało jakościowe miecze-w-górę płyty, ale równie dużo poległo-na-polu-bitwy, popadając w śmieszność, nieumyślne parodiując gatunek (mniej więcej tak, jak ja teraz, usiłując dla żartu wcisnąć jak najwięcej gierek słownych nawiązujących do estetyki). Witch Hound na swoim debiucie zdecydowanie powraca-z-tarczą (okej, już wystarczy), ale nie bez problemów.

Mountain Knows ma kilka genialnych momentów. Utwór tytułowy to świetny otwieracz. Mamy w nim drapieżne zwrotki, ciosane toporem riffy i kapitalny refren (ten element na albumie przynajmniej kilkukrotnie powróci). Słychać tutaj, że panowie nie wstydzą się chwytliwości, którą słychać w prostych konstrukcjach piosenek. Wszystko na odpowiednim poziomie epickości; bez przesady, ale wystarczająco, by wymachiwać pięścią uniesioną wysoko w górę.

Poza wymienianymi przez zespół inspiracjami z lat 80. zwróciłbym na możliwe wpływy szwedzkiego Grand Magus. Dużo tu topornego doomu, który szczególnie słychać w Face of Our God. Umiejscowienie tego kawałka pokazuje też, że Witch Hound umieją w zachowanie dynamiki na płycie – po hymnicznym otwieraczu wchodzi agresywny wstęp, po czym ponownie uderza nas podniosły refren. Zwróciłbym jeszcze uwagę na Ash in the Wind, który z jednej strony brzmi jak Wayfarer po zakazie używania broni palnej, a z drugiej jak… Stoned Jesus na zielarskim detoksie. To zdecydowanie najlepszy utwór na krążku.

Czymś, co psuje mi jednak jednoznacznie pozytywny odbiór Mountain Knows, jest jego produkcja. To, co słyszę na albumie, to żywa energia i pasja, ale schowana pod chęcią wpasowania się w retro ramy. To, co wychodzi zespołom takim jak Castle Rat czy Messa, tutaj raczej nie działa. Choć Witch Hound nie mówi językiem oryginalnym, to ma w sobie coś własnego. Bardzo chciałbym usłyszeć te utwory nagrane z mniejszym udziałem doomowej mulistości, a większym wpływem heavy autentyczności. Być może wtedy większa liczba utworów rzuciłaby mi się w uszy.

Mountain Knows może i nie sprawił, że zapomniałem o otaczającym mnie rzeczywistym świecie, ale potwierdził, że klasyczny nie oznacza wtórny. Jeśli na kolejnych materiałach na wierzch z tych metalowych serduch wypłynie mniej patrzenia na innych, a więcej zaglądania w siebie, usłyszymy wspaniałe i godne wielkich podbojów rzeczy.

Małgorzata Chabowska:

Debiuty zespołów często są niejednoznaczne i tym samym ciężko się o nich wypowiadać z pełnym krytycyzmem. Dlaczego? Bo z jednej strony pełnią funkcję prologu – mają zaprezentować spektrum umiejętności artystów, który z czasem można szlifować i doskonalić na kolejnych płytach. Z drugiej strony od samego początku mogą zaszufladkować projekt w określonych ramach gatunkowych, co może ograniczyć dalszy rozwój zespołu. Tak więc, po podkreśleniu tego dualistycznego i zarazem kłopotliwego charakteru debiutu, przejdźmy do meritum recenzji. 

Płyta Mountain Knows zespołu Witch Hound – mówiąc najbardziej prozaicznie – to heavy metalowa łupanka z domieszką fantastyki i opowieści o mistycznej Górze. Ale czy rzeczywiście tylko tyle ma do zaoferowania?

Zdecydowanie nie, i to właśnie najbardziej przekonało mnie do tej płyty. Nie jest szablonowa. Oczywiście mamy tutaj kawałki przesycone dynamicznymi heavy riffami, czy epickimi refrenami (jak w największym bangerze na krążku Mountain Knows: Up in the clouds, standing tall / Never asleep, the Mountain knows), ale już w pozostałych numerach dostajemy konkretnie eksperymentowanie z tonacją i wzbogacenie pierwotnej stylistyki o wiele innowacyjnych kompozycji.

Właśnie takim utworem, który diametralnie odbiega od schematu klasycznego, heavy metalowego intensywnego łomotu, jest Ash in the Wind. Słychać w nim wyraźne inspiracje gęstością i smolistością brzmienia, charakterystyczną dla doom czy stoner metalu. Zespół serwuje zwolnienia w dynamicznej rytmice oraz kreuje hipnotyczny wręcz pogłos, co nadaje kompozycji głębi. Takie zabiegi sprawiają, że całość zyskuje na wielowymiarowości, tym bardziej że warstwa tekstowa Witch Hound pozostaje raczej konwencjonalna i osadzona w ramach gatunku – czyli jest prosta i chwytliwa.

Dlaczego jeszcze poruszone zwolnienia są tak istotne? Również z perspektywy koncertowej – utrzymywanie każdego segmentu w identycznej dynamice może prowadzić do znużenia, a w konsekwencji do niezamierzonej powierzchowności odbioru.

Chyba że mówimy o zagorzałych entuzjastach wahadłowego krążenia pod sceną do jednej, jednostajnej melodii. Chociaż i dla takich odbiorców znajdzie się odpowiedni numer na płycie – War Within – szybkie, ekspresyjne zwieńczenie albumu.

Ze mną natomiast pozostaną te wolniejsze, bardziej eksperymentalne kawałki. W końcu nawet sama wędrówka do Mordoru nie była prostą, równą ścieżką, tylko miała wiele nierówności, czy zakrętów – i właśnie to sprawiło, że dotarcie do celu było tak satysfakcjonujące.

KONCERT

W recenzji wspomnieliśmy, jak istotna jest sceniczna prezentacja utworów, zwłaszcza w przypadku debiutu. O tym, jak Witch Hound wypada na żywo, będziecie mogli się przekonać już 12 lipca 2025 roku w warszawskim klubie VooDoo. Tego wieczoru zespół wystąpi u boku amerykańskiej, heavy metalowej formacji WINGS OF STEEL oraz grającego hard’n’heavy – Ballbreaker.

Bilety dostępne są w przedsprzedaży na platformie STAGE24 (79 złotych) oraz na bramce w dniu koncertu (90 złotych). Więcej szczegółów znajdziecie w wydarzeniu na Facebooku: TUTAJ.