
Koty i metal. David E. Gehlke, OBITUARY. Zastygli w czasie
- 7 maja, 2025
- Kacper Chojnowski
David E. Gehlke zabrał się za tworzenie książek o zespołach, których kariera była obiektywnie nudna oraz wybieranie takich wykonawców, którzy nie zdobyli pierwszej ligi popularności. Przy tworzeniu biografii zdecydowanie nie jest to droga na łatwiznę. Czy sprostał ciężarowi opisania potęgi death metalu w książce OBITUARY. Zastygli w czasie?
Ponad 100 stron – tyle musimy przeczytać, by dotrzeć do momentu, by Xecutioner przekształcił się w Obituary. To właśnie początek książki czyta się z zapartym tchem. Opis tego, jak Donald Tardy część swojego pierwszego zestawu perkusyjnego znalazł przy drodze, a następnie dobierał kolejne elementy… Jest to w pewien sposób wzruszające, jaki ogrom pasji wydobywa się z tych słów. Dzieciaki, które pokochały swoich idoli z Savatage i Nasty Savage, zaczęły robić to samo, ale po swojemu, tworząc wszystko to, co zostało zapisane na kolejnych kartach książki.
Narodziny i śmierć death metalu
Wczesne lata działalności zespołu się kończą, a wraz z nimi topią się pomysły Gehlkego, jak podać historię powstawania kolejnych płyt Obituary we wciągający sposób. Należy jednak docenić jego starania i to, że zauważył problem potencjalnej nudy w zwykłym przedstawieniu opowieści. Jednym z nich jest piąty rozdział, który wyróżnia wokal Johna Tardy’ego – niepodrabialny element brzmienia zespołu. Nie jest to jednak doskonały fragment – brakuje w nim głębszego wyjaśnienia sposobu, w jaki John tworzył „teksty” (w początkowej fazie Obituary wokalista nie śpiewał prawdziwych słów, tylko dobrze brzmiące frazy) utworów.
Diametralną różnicą między Zastygli w czasie a wcześniejszą książką Gehlke o Paradise Lost jest drastyczne zmniejszenie cytatów na rzecz własnej narracji. Wynikają z tego zalety i wady. Amerykanin opisuje fakty w piekielnie dokładny i precyzyjny sposób. Ilość szczegółów momentami jest aż nieprawdopodobna, i to właśnie dzięki nim wczesne fragmenty książki czyta się z niebywałą przyjemnością. Widać też, że nie są to opowieści wyssane z palca, a poparte rozmowami z głównymi postaciami sceny. Dostajemy tak dobre opisy poszczególnych sytuacji, że pozwalają nam one wręcz zrozumieć, dlaczego konkretne osoby zachowują się tak, a nie inaczej.
To teraz wada. Choć pojawiają się wypowiedzi ludzi związanych z Obituary, to można odnieść w nich wrażenie zachowawczości. Trochę tak, jakby brakowało odpowiednio zadanego pytania przez autora, albo sami rozmówcy nie chcieli na nie odpowiadać. Zważywszy na negatywne podejście członków Obituary do szerzących się wokół nich kontrowersji, druga opcja wydaje się bardziej prawdopodobna.
Biznes i prawdziwa miłość...
Wciągający okazuje się wątek kontraktu grupy z Roadrunnerem. Tutaj bracia Tardy nie gryzą się w język – mówią wprost o tym, jak zostali potraktowani. Może i jest to powtarzająca się historia, typu dzieciaki podpisują jakąkolwiek umowę na kilka płyt, potem rosną i dostają mało pieniędzy, ale czuć tutaj autentyczne emocje. Gehlke fantastycznie potrafi opisywać przykre działania wytwórni, jednocześnie (z tego co mi wiadomo) nie narażając się na pozwy z ich strony. Książkowy debiut o Noise Records nie był przypadkiem.
Gdy przelatujemy już przez płyty z lat 90., zawieszenie działalności, powrót (tutaj raczej nudy) i projekty poboczne (tu ciekawiej), raczej odczuwamy zmęczenie. Autor jednak wie, co robi, bo trzyma dla nas asa w rękawie. Jest on tak dobry, że nawet samo wspomnienie o nim, może być spojlerem. Ale no cóż, skoro już wspomniałem o nim w tytule…
Donald Tardy jest ogromnym, OGROMNYM miłośnikiem kotów. Rozdział 15, który opisuje, jak wygląda życie perkusisty, będącego opiekunem wielu bezdomnych czworonogów, wbija w ziemię. I może sam suchy fakt nie robi teraz takiego wrażenia, sposób jego przedstawienia jest genialny. Przez wcześniejsze 359 stron Gehlke nie wspomina o tym nawet jednym słowem, a dopiero tutaj pokazuje cały wątek. Dostajemy cały background opisujący choćby to, że terminy rozmów, które prowadził do książki, były podyktowane wyjazdami Tardy’ego na karmienia kotów w różnych miejscach miasta.
Wiarygodność najważniejsza
Dalsza część książki jest też ciekawa z powodu dwóch niezbyt przyjemnych wątków – śmierci i uzależnienia dwóch członków Obituary. Autor opisuje te kwestie z dziennikarską klasą, skupiając się na faktach i oddając głos innym. Z drugiej strony, troszkę za bardzo pokazuje się ze strony fana, pisząc, że zespół nigdy nie jechał na nostalgii. Kolejne trasy koncertowe na okrągłe-lecie Slowly We Rot albo Cause of Death pokazują coś innego. Ale nie należy się tym przejmować – nie ma chyba death metalowego zespołu z tamtych lat, który by tego nie robił. Może Suffocation?
OBITUARY. Zastygli w czasie to przede wszystkim książka o przyjaciołach, którzy kochają metal, piwo i futbol. Muzykę traktują jako pasję, jednocześnie dbając o biznes. Powyżej trochę ponarzekałem, ale ta pozycja to kolejny dowód na to, że David E. Gehlke jest bardzo solidnym autorem. Nie obrażę się, jeśli weźmie się za opisanie po swojemu wszystkich wykonawców, za których zabrał się Martin Popoff…