Esencja wędrówki. Wywiad z DOOL
DOOL zdaniem wielu, zagrali jeden z najlepszych koncertów zeszłorocznej edycji Mystic Festival. Darkrockowa formacja powraca do Polski na dwa koncerty, które zagra w towarzystwie Taraban. Przed wyruszeniem w trasę na nasze pytania o wcześniejsze wizyty Holendrów w naszym kraju, relacji z metalem czy stałości w zmianach odpowiedział gitarzysta zespołu Nick Polak.
DOOL a Polska
Często występujecie w Polsce – jak się tutaj czujecie? To oklepane pytanie, ale co odróżnia polską publiczność od tej z innych krajów?
Nick: Nie tak często jak byśmy chcieli, ale z pewnością zagraliśmy w Polsce kilka pamiętnych koncertów! Zwłaszcza ostatnia trasa była fantastyczna. Zagraliśmy dwa gigi – pierwszego dnia w Poznaniu, drugiego we Wrocławiu – i pamiętam, że pod sceną we Wrocławiu stała ta sama ekipa, co wcześniej w Poznaniu. Rozmawiałem później z wieloma osobami – ludzie zjechali się z całego kraju, żeby nas zobaczyć. To mówi samo za siebie – takiego entuzjazmu nie spotyka się wszędzie.
Czy mieliście okazję zwiedzić coś w Polsce, poza backstage’ami i parkingami przy klubach?
Mieliśmy niezłą zabawę, włócząc się po mieście, kiedy kilka lat temu graliśmy na Castle Party w Bolkowie. Urocze stare miasto. O ile tylko mamy okazję, zwykle z Vincentem, naszym perkusistą, spacerujemy po miastach, w których występujemy, żeby poczuć atmosferę i wypić gdzieś kawę. Obaj byliśmy pod wrażeniem architektury Poznania. Niestety, zazwyczaj w trasach mamy niewiele czasu do dyspozycji na cokolwiek poza kręceniem się po miejscu koncertu.
Znasz jakichś polskich artystów? Jeśli tak, to kto jest twoim ulubionym?
Kiedy byłem nastolatkiem, siedziałem mocno w metalu z lat 80., zwłaszcza w thrashu. W moim rodzinnym Rotterdamie było sporo sklepów z płytami, w których czasem dało się dostać rzadkie winyle. Jednym z pierwszych albumów, jakie kupiłem, był Wolf Spider, dość niszowy thrash metalowy zespół z Polski. Świetna sprawa. Naszą pierwszą trasę też graliśmy z polskim zespołem, był to projekt Nergala Me and That Man, chociaż wydaje mi się, że nie zagraliśmy wtedy w Polsce.

O przynależności do metalu
Nie gracie typowego metalu (chociaż czerpiecie z tego gatunku inspiracje), a jednak często pojawiacie się na metalowych festiwalach. Na przykład w tym roku będziecie grali na Wacken. Czy zawsze spotykaliście się z ciepłym przyjęciem w takich miejscach?
Zgadza się, nie jestem nawet pewien czy sam sklasyfikowałbym naszą muzykę jako metal per se, ponieważ nasze inspiracje są szerokie, ale faktycznie czerpiemy sporo z tego gatunku. Powiedziałbym, że na wielu festiwalach – w tym też metalowych – i w innych miejscach zostaliśmy serdecznie przyjęci. Myślę, że to ma więcej wspólnego z wielkością wydarzenia. Jeśli to mała impreza DIY, to zazwyczaj wszystko jest bardziej osobiste i czujemy się super miło przyjęci. Oczywiście, również na większych festiwalach, jak Wacken Open Air, jesteśmy witani ciepło. Na tego typu imprezach jest trochę bardziej formalnie, jest mniej bezpośredniego kontaktu z organizatorami.
Fani metalu są dwojako przedstawiani w mediach. Z jednej strony istnieją badania, które przedstawiają ich jako spokojnych ludzi z otwartymi umysłami, a z drugiej nadal pokutuje stereotyp agresywnych outsiderów. Jakie są wasze doświadczenia z publicznością? Jak to wygląda w Holandii?
Te stereotypy są wszechobecne, choć widoczne nie tylko w odniesieniu do metalu jako subkultury, ale też do każdej mniejszości czy grupy społecznej niemieszczącej się w ramach „normalności”. W Holandii nie jest inaczej, ale wydaje mi się, że powoli się to zmienia. Nie wiem, jak w Polsce, ale holenderski H&M sprzedaje teraz t-shirty Metalliki, Nine Inch Nails czy Danziga. Stranger Things sprawiło, że taki kawałek jak Master of Puppets znów stał się popularny. Z jednej strony tabu jest mniejsze, a z drugiej jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy czują, że coś, co jest „ich”, zostaje zawłaszczane przez wielkie firmy. Osobiście zawsze czułem się dobrze na metalowych festiwalach, więc wiem, że te stereotypy nie są niczym więcej, niż właśnie stereotypami.
Czy osobiście czujecie się metalowcami, chociaż w pewnym stopniu?
Jak już wspomniałem, zdecydowanie mocno wpływa na nas metal, a kilku z nas grało (lub nadal gra) ekstremalny metal, przeważnie black. W nawiązaniu do waszego pytania – nie mogę oczywiście odpowiedzieć w imieniu pozostałych członków zespołu, ale powiedziałbym, że DOOL niekoniecznie wpisuje się w jeden nurt. Czerpiemy inspiracje z wielu różnych rzeczy, nie tylko z muzyki, ale z ogólnie pojętej sztuki. To jest nieodwołalnie wpisane w nasze DNA. Nawet nasza nazwa to tryb rozkazujący słowa „wędrować” –nieustająco poszukiwać coraz to nowych rzeczy.
W trasę po Europie jedziecie z polskim zespołem Taraban. To fantastyczna formacja, ale muzycznie trochę inna od DOOL. Jak to się stało, że wybraliście właśnie ich?
Poznaliśmy ich na festiwalu w Polsce kilka lat temu i spędziliśmy razem trochę czasu na backstage’u. JB, nasz basista, zmiksował ich nową EP-kę. Więc postanowiliśmy to po prostu zrobić! Muzycznie się różnimy, ale to w dalszym ciągu heavy rock, jesteśmy przekonani, że publiczność będzie na tyle otwarta, że doceni oba zespoły w takim samym stopniu.
DOOL – wędrówka
W wielu wywiadach wspominacie, że życie to pasmo ciągłych zmian i że zaakceptowanie braku stabilności jest sprawą kluczową. Czy jest coś w DOOL, co chcielibyście, aby nigdy się nie zmieniło?
Powiedziałbym, że w kwestii muzyki nie za bardzo, każda nasza dotychczasowa płyta była inna od poprzednich i wydaje mi się, że próbowanie nowych rzeczy na każdym albumie jest w naszej naturze. Tak pojmowane zmiany są niezbędne. Jeśli chodzi o zmiany składu, to nigdy nie było ich wiele. Dotarliśmy do takiego punktu, w którym muzyka i granie koncertów jest centralnym elementem naszego życia. Atmosfera w zespole jest świetna, więc mam nadzieję, że będziemy dłużej grać w tym składzie.
Ostatni album zgłębia całe spektrum emocji: smutek, gniew, żal. Jakie uczucie, twoim zdaniem, jest najmniej docenione w rocku?
Cóż, mówiąc ogólnie entuzjazm, w odniesieniu do emocji w społeczeństwie. A biorąc też pod uwagę, że muzyka rockowa jest przynajmniej częściowo lustrem społeczeństwa, to również może być odpowiedź na wasze pytanie. Nie chodzi jedynie o to, że entuzjazm jest pozytywnym uczuciem, bo tych jest wiele w muzyce rockowej. W mojej opinii jest znacznie potężniejszy niż inne, ponieważ rozprzestrzenia się wśród ludzi w wielu kierunkach, podnosi na duchu całe grupy. To słowo pochodzi ze starogreckiego antheos, oznaczającego ogień. Etymologicznie rzecz ujmując, ma to sens.
The Shape of Fluidity mówi o kształtowaniu własnej tożsamości. Co jest dla ciebie ważniejsze: wyrażanie własnych emocji i doświadczeń, czy budowanie więzi z publicznością?
Myślę, że muszą iść w parze, a jedno wynika z drugiego. Muzyka – i sztuka w ogóle – jest nierozerwalnie związana z wyrażaniem swoich uczuć. Aby przemówić do publiczności, trzeba wpierw włożyć serce i duszę w swoją sztukę. Czy to muzyka, czy cokolwiek innego. Ludzie wiedzą, kiedy coś jest szczere, a kiedy nie.
Czy wracasz czasem do swoich starszych nagrań? Patrząc wstecz, czy coś byś w nich zmienił?
Nie, teraz nie. Może robiliśmy tak w przeszłości, kiedy dostawaliśmy ukończony album. Pojawiały się wtedy detale, które mogłyby być jednak nieco inne, ale to dlatego, że byliśmy wtedy ogromnie skoncentrowani na brzmieniu. Sądzę, że można zauważyć organiczny wzrost od pierwszej płyty do teraz. Kiedy odkrywamy coraz więcej tego, co stanowi esencję i uosobienie DOOL.
DOOL z pewnością nie jest zespołem żółtodziobów. To nie jest wasz pierwszy projekt, a niektórzy z was są również aktywni w innych zespołach (jak Omar i jego black metalowy projekt Turia). Jak bycie członkiem DOOL różni się od grania w tych innych formacjach?
Najlepsze w DOOL jest to, że tak naprawdę jesteśmy grupą przyjaciół, albo raczej zostaliśmy nimi, bo łączy nas ta sama dynamika. Oczywiście nie mogę wypowiadać się w imieniu pozostałych, ale nie było tak z każdym zespołem, w którym zdarzyło mi się wcześniej grać. Jest dużo przyjemniej w zespole, kiedy możecie też się wspólnie pobawić poza sceną.
Po raz pierwszy, w procesie tworzenia The Shape of Fluidity, cały zespół odegrał większą rolę. Poprzednio to pomysły Raven były główną siłą napędową. Czy ta zmiana wpłynęła na wasze relacje w zespole?
Nie bardzo, ale to nie jedyna zmiana; Omar dołączył do nas, kiedy Summerland było niemal ukończone, a Vincent przyłączył się do zespołu od najnowszej płyty. Więc oprócz procesu kreatywnego zmianie uległa cała dynamika grupy. Wiele się zmieniło przy tej płycie, nie tylko sposób tworzenia
Czy to miało również wpływ na historie opowiedziane na płycie? Czy na The Shape of Fluidity znajdziemy doświadczenia innych członków zespołu, nie tylko Raven?
Nie w odniesieniu do tekstów i motywów przewodnich, te są jedynie zasługą Raven. Jeśli chodzi o muzyczne pomysły, to ta płyta jest w większym stopniu owocem wspólnych wysiłków. Omar i ja komponowaliśmy na nią bardzo dużo, podczas gdy w przeszłości muzyczny szkielet był głównie autorstwa Raven. Więc w kwestii muzycznego storytellingu tym razem jest to wspólna praca.
Wasze okładki zawsze wychodzą poza schemat, każda wygląda kompletnie inaczej. Skąd czerpaliście inspiracje wizualne przy nowej płycie?
Okładkę zaprojektował Metastazis. Pod względem estetycznym chcieliśmy, aby było to coś współczesnego, ale też w pewnym stopniu ponadczasowego. Myślę, że twórczość Metastazis jest dynamiczna, w takim sensie, że stworzył wiele niesamowitych dzieł, które różnią się estetyką. Daliśmy mu wolną rękę. Na początku przedstawił trzy różne okładki. Wszystkie były świetne, ale flaga była zdecydowanie najlepszym pomysłem, biorąc pod uwagę tematykę albumu. To było to, od razu poczuliśmy, że pasuje idealnie. Byliśmy naprawdę pod wrażeniem, kiedy pierwszy raz ją zobaczyliśmy.
W kilku niedawnych polskich wywiadach dziennikarze wspominali o poprawnej wymowie nazwy waszego zespołu. Jak ważne jest dla was, aby ludzie wymawiali DOOL w odpowiedni sposób?
Myślę, że wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że to holenderskie słowo, oznaczające „wędrować” w trybie rozkazującym. Podwójne „o” wymawia się jak w przypadku angielskiego słowa „bowl”, a nie „tool” – czyli zespół, do którego wiele osób nas porównuje, zanim zobaczą, że w ogóle nie przypominamy Tool. Pewnie właśnie przez wymowę. Ale nie oczekujemy, że ludzie będą wiedzieli, jak wymówić DOOL, chyba nie wie tego nawet większość Holendrów.
Nadchodzące koncerty
DOOL w kwietniu 2025 dwukrotnie wystąpi w Polsce:
- 22 kwietnia (wtorek) – Warszawa, Hydrozagadka [WYDARZENIE]
- 23 kwietnia (środa) – Wrocław, Liverpool [WYDARZENIE]
Bilety na koncerty dostępne TUTAJ
