Ku przygodom! HAVUKRUUNU – TAVASTLAND

Dużo czasu minęło od pierwszego ‘ej, posłuchaj Havukruunu’ do tego, żebym rzeczywiście posłuchał. Zmotywowała mnie do tego nowa płyta fińskich blackmetalowców Tavastland, która na początku rzuciła na kolana, a potem… no właśnie.

Havukruunu – „Tavastland” (Svart Records, 2025)

Wstęp, który brzmi jak wycinek z fińskiego programu przyrodniczego o skórowaniu zwierząt, w dodatku z niepokojącym nastrojem (nie wiem, o czym tak naprawdę pan tam mówi). Po nim bitewny riff, melodyjne zaśpiewy i blackmetalowa nawałnica, rodem ze skandynawskiego lasu. Po drodze świetne solówki i wciągające zmiany klimatu. Na koniec spójna klamra, którą tworzy pierwszy i ostatni utwór.

Tavastland słucham z ogromną przyjemnością. Kocham Bathory i kocham Eternal Champion, a tutaj dostaje połączenie muzyki obu zespołów. Pomimo wyraźnych nawiązań (np. do wczesnego Satyricon w kawałku Havukruunu ja Talvenvarjo, kiedy wchodzą folkowe ‘tańce’) Havukruunu to osobny byt, który brzmi jak nic innego.

Tutaj w zasadzie mógłbym się zatrzymać. 10/10, płyta roku, dobranoc, niech Las będzie z wami. Problem w tym, że zacząłem o niej myśleć i rozkładać na poszczególne elementy. W recenzji należy spojrzeć na płytę nie tylko przez pryzmat własnych odczuć, ale też spróbować zbliżyć się do obiektywizmu i starać się opisać, co w niej rzeczywiście dobre i złe. Każdy filozof pewnie by mnie zabił za zestawienie obiektywizmu z zagadnieniem dobra i zła, ale mniejsza.

Zacznę od największego zarzutu wobec Tavastland, choć dotyczy to raczej całej twórczości Havukruunu. Mimo swojej obrazowości nie mam w głowie wizji miejsca, do którego muzyka Finów chce mnie przenieść. Poszukiwanie oryginalności niekoniecznie okazuje się tutaj zaletą. Raz trafiam do jakiegoś lasu, kiedy indziej oglądam program w telewizji, następnie jestem w karczmie i wznoszę toast za Odyna kuflem zimnego złotego, a później w jego imieniu płynę drakkarem, by wyrżnąć połowę miasta wroga. To są niestety tylko stopklatki, które nie pomagają w tym, żeby się wczuć. A może to ze mną coś nie tak i zatraciłem swoją bujną wyobraźnię? Dla pewności dziś wieczorem obejrzę kolejny raz trylogię Władcy Pierścieni.

Zastanawiam się także, czy zespół nie stroi sobie z nas żartów. Nie brakuje tutaj elementów, które są po prostu kiczowate, jak zaśpiewy (np. Kun veri sekoittuu lumeen, gdzie Nordlandy Bathory wjeżdżają aż za mocno), refreny czy solówki. Gdy zestawi się je z powagą black metalu, można odnieść wrażenie, że wdarł się tutaj element dowcipu. Nie jestem przekonany, czy jest tak rzeczywiście, pozostawiam to Wam do oceny.

Problemy Tavastland paradoksalnie nie przeszkadzają mi w odbiorze, bo wyskakują one dopiero przy chłodnej analizie. Havukruunu nagrali płytę, która daje mi mnóstwo przyjemności, a niektóre fragmenty, z racji na ich chwytliwość, z ochotą podśpiewuję od kilku dni. Nic tylko czekać, by mieć możliwość sprawdzenia tej muzyki na żywo. Summer Dying Loud, co tam pod Łodzią słychać???