Blindead 23, Obscure Sphinx, Wij i Kryształ w Gdańsku

Dwa powracające po przerwie, ważne dla polskiej publiczności zespoły, najpierw zaprezentowały światu epki, a potem ruszyły w trasę. Blindead 23 i Obscure Sphinx zabrały ze sobą dwie grupy, które wywołują coraz więcej emocji w szerszym świecie – Wij oraz Kryształ. Ryzykowne zestawienie dało rezultat świetnego wieczoru, ale…

Otwierający koncerty w gdańskim B90 Kryształ miał już dla kogo grać. Cieszę się bardzo, że ten zespół dociera na coraz większe sceny. Pokochałem ich od pierwszego kontaktu z singlami, jeszcze przed wydaniem debiutanckiej imiennej płyty. I choć na żywo widziałem ich już kilka razy, ten koncert zaliczam do zdecydowanie najlepiej brzmiącego. Przez pogłos i elementy „niewyraźne”, jakie towarzyszą muzyce kwartetu, oddanie charakteru Kryształu na żywo nie jest takie proste.

Setlistę półgodzinnego koncertu zdominowały piosenki z wydanego jesienią drugiego albumu Poświaty. Choć Yury Kasyanenko obiektywnie nie jest najlepszym wokalistą świata (szczególnie w wyższych rejestrach), to kocham jego uroczą, ale dosadną emocjonalność. Przy wersie „gardzę każdym z was z utworu Radość, przy którym zmienił barwę i spojrzał w stronę publiczności, miałem ciary na całym ciele. To pierwszy raz, gdy miałem okazję usłyszeć nowe utwory po ukazaniu się drugiej płyty. Piosenki Kryształu szczególnie rezonują ze mną, gdy zdążę je dobrze poznać. Poczułem to szczególnie przy jedynym powrocie do debiutu. Nie rozumiem, jak można sobie ukradkiem nie płaknąć przy Wielorybach

Kryształ

Kto wie, czy Wij to obecnie nie najbardziej kontrowersyjny zespół w Polsce. Albo się ich bezgranicznie kocha, albo nienawidzi tak bardzo, że trzeba wylać w internecie swoje emocje. Grają tylko kilka lat, a mają już zarówno wielkich fanów, jak i oddanych hejterów. Jako jedyni w składzie prezentowali muzykę, która niosła zabawę i radość. Mimo mojej miłości do Wija miałem obawy, czy nie przyjdzie grać im do nikogo.

Zupełnie niepotrzebnie. Ci, którzy głosu Tui Szmaragd nie trawią, albo stali z tyłu bez emocji, albo chyba poszli zwiedzać Stocznię Gdańską. Pod sceną natomiast były śpiewy i tańce, a po każdym kawałku głośny aplauz. Choć Wij słabych utworów nie ma, to z głośników leciało samo gęste z dna piekielnego gara. Między innymi Kat i Żmij z debiutu, albo Panzerfura czy Brek Zarith z Przestworu – jakie tam są riffy, to ja nawet nie. Bardzo miło jest też obserwować, jak Palec z Tują doskonale wyrobili sobie sceniczny luz. Było bieganie od brzegu do brzegu, dopracowane zapowiedzi utworów, przedstawiające ich ezoteryczność… Tylko powtórzę to, co mówię za każdym razem, gdy widzę ich na żywo – Wij to niedługo będzie wielki zespół, większy, niż możemy sobie wyobrazić.

Wij

Po nieprawdopodobnym spektaklu, jaki zafundował nam Obscure Sphinx na zakończenie Summer Dying Loud 2024 wiedziałem, że nie będą w stanie tego przebić. Choć nie przebili, to gdański koncert również był fantastyczny. Bardzo głośny, precyzyjny i, jak zwykle w ich przypadku, emocjonalny. Nie potrafię jednak przekonać się do powrotnej epki Emovere (recenzja pojawi się na CotB wkrótce), a na żywo te trzy utwory również w moim odczuciu wyraźnie odstają od wcześniejszych dokonań OS. Na szczęście dostaliśmy dość spory wycinek płyty Epitaphs, która jest najlepszym możliwym wcieleniem tego zespołu.

Obscure Sphinx

Do Gdańska przyjechałem na Blindead 23. Wiadomość o tym, że z okazji 15-lecia płyty Affliction XXIX II MXMN Blindead usłyszymy ją w całości na żywo, nie dała mi wyboru – musiałem tam być. Koncert na Summer Dying Loud 2023 wspominam jako świetny, a utwory z tej płyty zabrzmiały wspaniale. Affliction to bardzo ważny dla mnie album, jeden z tych, który poznawałem w momencie rozpoczynania swojej przygody z metalem. Tata mi go przegrał na telefon, kiedy jeszcze sam nie umiałem tego zrobić.

Na początek usłyszeliśmy w całości epkę nowej inkarnacji Blindead Vanishing. Choć jest to udany powrót, na żywo okazał się wypełniony dłużyznami, choć momenty rzecz jasna były. To miała być tylko introdukcja do właściwej części koncertu. Kapiące krople, skrzypienie otwierających się drzwi, dźwięk tajemniczego instrumentu, czyli wstęp do Self-Consciousness Is Desire And. Zespół rusza… i no nie. Cała płyta została zagrana w zupełnie inny sposób, niż ukochany przeze mnie oryginał. Nie ta tonacja, nie te fragmenty elektroniczne, nie te wstawki między utworami. Zupełnie nie potrafiłem do tych zmian przywyknąć, przez co wyszedłem z koncertu zdenerwowany i smutny.

Dopiero następnego dnia zrozumiałem, że nie był to zły występ (choć na pewno nagłośniony w sterylny sposób). Moje wyobrażenie tego, jak powinny brzmieć te utwory na żywo, jest bardzo sprecyzowane. Blindead 23 to nie Blindead – nie zamierzają kopiować tego, co dwójka obecnych muzyków robiła w poprzednim wcieleniu. Mamy tutaj zespół poszukujący nowego, i chwała im za to. Pozostaje tylko czekać na nagrany już pełny album i dopracowanie obecnego kierunku. Bardzo kibicuję, żeby stało się to jak najszybciej… ale błagam, żeby na koncertach stare utwory grane były w oryginalnej tonacji.

Blindead 23

Moda na trasy łączące ze sobą wykonawców z różnych światów trwa nadal. Jeśli ma to wyglądać, jak w tym przypadku, kiedy całość wzajemnie się uzupełnia, to niech ten trend nigdy się nie kończy.